Dlaczego żołnierza biegnącego nikt nie podejrzewa o złe zamiary (np. unikanie pracy)? :-)

Zmarły w zeszłym (2019 r.) prof. nauk rolniczych Stanisław Moskal znany jest z wydanej pod pseudonimem Śledź Otrębus-Podgrobelski parodii pracy naukowej, zatytułowanej Wstęp do imagineskopii. Próba zarysu. Praca opisywała teorie fikcyjnego naukowca Jeremiasza Apollona Hytza w zakresie „imagineskopii” i „pendologii” (czyli nauk o metodach powiększania wyobraźni oraz „skutkowo-przyczynowości” w myśl stwierdzenia J.A. Hytza, że „każdy skutek ma swoją przyczynę”).

Natomiast mniej znaną książką profesora są jego wspomnienia wydane pod tytułem Niegdysiejsze śniegi, niegdysiejsze mgły. Ta książka to szczegółowa autobiografia, choć nie  pozbawiona humoru znanego z kart Wstępu do imagineskopii (i to mimo, że pierwsze lata życia upłynęły Stanisławowi Moskalowi w okresie II wojny światowej i czasach stalinizmu).

Na kartach tej autobiografii znalazłem zabawną historię, która odpowiada na pytanie zawarte w tytule wpisu. Fragment obejmuje wspomnienia ze szkolenia wojskowego odbytego lipcu 1956 roku — w bliskim sercu każdego żołnierza polskiego Orzyszu! 😉

 

(…) obaj z Pidłackim schroniliśmy się na strychu, wysokim i rozległym. Ale jak długo można bezczynnie siedzieć na strychu? Szczęściem oko wpadła nam duża, ale dość lekka skrzynia z pokrywą, służąca za pojemnik na pakuły do czyszczenia broni. Z przodu i z tylu miała rączki, tak by dwu mogło wygodnie ją nieść. I oto doznaliśmy olśnienia: przecież jeśli się oddalimy z miejsca zakwaterowania dźwigając skrzynię, nikt nas nie zaczepi, bo najwyraźniej robimy to na rozkaz: Oczywista rzecz, że bez rozkazu żołnierz niczego dźwigać nie będzie. Tak też uczyniliśmy, mijając po drodze naszych kolegów klęczących czwórkami na korytarzu i czyszczących zawzięcie przydzielone odcinki podłogi. Nawet głowy podnieść żaden się nie ośmielił i tylko łypali na nas oczami. Oczywiście na myśl im nie przyszło, że ten tak ciężki obiekt (było widać po nas, jak trudno go nieść) taszczymy dobrowolnie, więc patrzyli na nas ze współczuciem. Podobnie myśleli mijani na dworze przełożeni. W ten sposób: spokojnie dotarliśmy do krzaków rosnących wzdłuż Ogrodzenia, gdzie ukryliśmy: skrzynię, by zbadać szczelność siatki. Rychło odkryliśmy w niej dziurę i bez trudu wydostaliśmy się na tak zwaną zewnątrz. Rósł tam sosnowy lasek, a za nim błyszczało w słońcu jezioro. Aż się prosiło, by skorzystać z kąpieli, co później niejednokrotnie czyniliśmy, powtarzając fortel ze Skrzynią Zbawienia, starannie przechowywaną na strychu. Odkryliśmy też inną rzecz: należy po prostu przemieszczać się biegiem, a nie leniwym krokiem łazęgi. Przecież bez rozkazu żołnierz biec nie będzie biegnie, bo ktoś mu kazał, to jasne!

Nasze zajęcia na poligonie miały dwojaki charakter. Po pierwsze, ćwiczenia w terenie: natarcie tyralierą, natarcie pod ogniem ckm, użycie granatów zaczepnych, walka na bagnety, albo też obrona, a więc okopywanie się, stawianie zasieków, użycie granatów obronnych, użycie masek pe — gaz. Raz czy dwa razy było ostre strzelanie, a także alarm nocny. Drugi rodzaj zajęć polegał na słuchaniu wykładów i notowaniu ich w naszych objętych tajemnicą zeszytach. Tajna była nawet struktura organizacyjna armii amerykańskiej czyli enpla, pewnie żeby enpel się nie kapnął, że my wiemy. Z notatek mieliśmy korzystać w czasie popołudniowej nauki własnej w świetlicy. Razu jednego czując znużenie, przyniosłem do świetlicy poduszkę i wygodnie wyciągnąłem się na stole. Ba! Zapaliłem nawet papierosa. Na to wtargnął do sali kapitan Gałuszka i na widok takiego rozpasania powiedział pamiętne słowa:
Wy Moskal, wy mnie nie wkurwiajcie! Ja grzecznyj tak grzecznyj, no ja frontowyj! Po wyłożeniu jakiejś trudniejszej kwestii, jak np. uformowanie batalionu piechoty zmotoryzowanej do forsowania przeszkody wodnej, wykładowca zwykle zapytywał:
Pytanie jakie tam u was jest?
Pewnego razu któryś z kolegów w nagłym natchnieniu podniósł rękę. Dostawszy zezwolenie, zabrał głos:
Chcielibyśmy wiedzieć, czy dzisiaj na obiad będzie kompot?
Wy kpiny sobie robicie! zaryczał wykładowca.
Nie, ja pytam z powodów organizacyjnych — odezwał się spokojnie kolega — bo nie wiemy czy zabrać ze sobą garnuszki do stołówki?

Dodaj komentarz