Wańkowicz u Smętka na przyszpiegach.

Melchior Wańkowicz wybrał się do Prus Wschodnich w 1935 r. razem z córką. Zarówno na urlop, jak i w celu napisania reportażu. Owocem tej wyprawy była głośna książka „Na tropach Smętka”. Ów tytułowy, tropiony Smętek to złośliwy duch z wierzeń zabobonnych Mazurów, dla Wańkowicza staje się uosobieniem niemieckiej polityki germanizacyjnej.

Wańkowicz pochylił się bowiem nad ciężką dolą Polaków, którzy pozostali na Warmii i Mazurach po przegranym plebiscycie z 11 lipca 1920 roku. Tych, którym zamyka się polskie szkoły, szantażuje by dzieci przepisywać do niemieckich placówek, których pozbawia się koncesji na działalność gospodarczą oraz terroryzuje (a czasem nawet morduje!). Polaków traktowanych od czasów Bismarcka niczym Indianie z Ameryki Północnej (a może i wcześniej, bo to wszak już Fryderyk pisał o swoich nowych polskich podanych po rozbiorach, że będzie tych Irokezów cywilizował). Polaków, nad którymi zawisło kolejne niebezpieczeństwo, w postaci mariażu nowej nazistowskiej ideologii z pruską junkierska butą. Co znalazło swój tragiczny finał nad dołami w Piaśnicy i w barakach za drutami obozu koncentracyjnego w Stutthofie.

Spotkani Polacy: jedni mimo szykan twardo stoją przy swojej polskiej tożsamości, inni, jedynie szeptem przyznają się do znajomości polskiej mowy, a głośno w obawie przed sąsiadami mówią po niemiecku. Wańkowicz opisuje także takich, którzy nie chcą się wpasować się w prosty podział Polak-Niemiec. Mówią o sobie, że są Mazurami, i z pełnym przekonaniem twierdzą, że „w Warszawie na pewno nikt by ich nie zrozumiał”. Podziały narodowościowe przebiegają często w „poprzek” rodzin: brat-Polak kontra brat-Niemiec, ojciec przeciw synowi. Jak zanotował Wańkowcz, w wiadomościach z „Gazety Olsztyńskiej” znalazła się choćby taka informacja:

W Gietrzwałdzie w niedzielę 24 marca gromada uczniów ze szkół niemieckich bębniła w okna polskiej ochronki, wykrzykiwała Pollacken itd. m.in. poznano Laskowskiego, Sokołowskiego, Cierkaszewskiego, Herrnanowskiego.

Natomiast, niejaki Bocian „był w NSDAP”.

Autor wspomniał także o niemieckich księżach, którzy – choć obojętni lub wrodzy polskości – stawiali na pierwszym miejscu troskę o dusze swoich polskich/mazurskich wiernych. Snuł swoją opowieść:

Ta to katolicka Warmia, Warmia rozśpiewana u przydrożnych figur, rozmodlona w nabożeństwach majowych, srogie odsiadująca adwenty, ściągnęła na siebie panasmętkową uwagę i zwłaszcza od połowy ubiegłego wieku stała się obiektem zawziętej germanizacji przez kościół. Księża otrzymywali polecenia kazać po niemiecku, tak że, jak mi stary Warmiak opowiadał, poniektórzy z nich, choć Niemcy, mówili po wygłoszeniu niemieckiej nauki: „Żal mi, moi parafianie, pozostawiać was bez słowa Bożego”, i mówili dodatkowo naukę po polsku. Tak jak zapomniany świętej pamięci ksiądz Weichsel w Gietrzwałdzie w sercu polskiej Warmii. I koło tego kapłana, choć obojętnego naszym narodowym sprawom, ale rozumiejącego, ze do serc ludu trafiać trzeba jego językiem – skupiał się, narastał nie opór, ale coraz mocniejsze przywiązanie do religii, którą chcą wyzyskać, do kościoła, który chcą spodlić, i do języka, który chcą udusić.

Wspomniany ksiądz Augustyn Weichsel swoją pracę na rzecz „polskich” owieczek przypłacił także grzywnami i aresztem. [por. Artykuł o ks. Weichslu ze strony Sanktuarium w Gietrzwałdzie]

Bardzo współcześnie brzmiał fragment „Smętka” o napotkanej na mazurskich szlakach grupie Niemców z instytutu zajmującego się Europą wschodnią. Dziś, w dobie instytutów: Goethego, Katona, Konfucjusza, stypendiów Fulbrighta czy „klubu Wałdajskiego” wiemy, że starcia miedzy kulturami i ideami toczą się także przy pomocy publikacji, konferencji czy nawet w internecie.

Wańkowicz wspomina:

(….) w gospodzie wojnowskiej, zobaczyliśmy grupę mieszaną: jakieś paniusie, jacyś panowie z brzuszkami. Oceniłem ich sobie jako jakąś wycieczkę, np. Vereinu drogerzystów, i przestałem się nimi zajmować, a z chłopami, będącymi w oberży począłem rozmawiać po rosyjsku. Jakież było moje zdziwienie, gdy ten i ów z mniemanych drogerzystów począł brać udział w rosyjskiej rozmowie, a potem przerzucili się ze mną na język polski, najzupełniej poprawny. Okazało się, że jest to wycieczka królewieckiego Studium für Osteuropa, z dyrektorem studium, profesorem Kochem, na czele, którego, gwoli uciesze moich czytelników, zdjąłem na tle prawosławnej cerkiewki batiuszki Awajewa. Profesor Koch zaznajamia mnie kolejno z młodymi swymi uczniami: „Nasz lektor polskiego języka – nasz lektor rosyjskiego języka – nasz lektor litewskiego – łotewskiego – fińskiego i jeszcze lektorka polskiego języka”. Zaczynam z zainteresowaniem przyglądać się tym ludziom, których wziąłem za drogerzystów. Mam przed sobą cząstkę, ułamek tej wielkiej pracy, którą Niemcy przerabiają celem poznania spraw Europy Wschodniej. Poza Instytutem, którego przedstawicieli spotykam, mają jeszcze w tymże Królewcu: l. „lnstytut do badania spraw gospodarki wschodnioeuropejskiej”: 2. „Instytut do badania Rosji” (für Russlandkunde), 3. „Instytut gospodarczy do spraw Rosji i państw okalających” (Randstaaten) 4. we Wrocławiu działa Instytut, rozciągający swe czynności na Ukrainę, Polskę południową i państwa bałkanskie (gdy bratni Instytut Królewiecki zajmuje się Rosją środkową i północną, Polską północną i państwami bałtyckimi); 5. w Gdańsku Ostland Institut; 6. w Stuttgarcie – centrala dla wszystkich mniejszości niemieckich na całym świecie (założona w 1917 roku, opracowuje 1500 czasopism; ma ewidencję 33 800 rejestrowanych organizacji i towarzystw niemieckich, posiada bibliotekę dziel specjalnych, złożoną z 39 000 tomów; katalog książek o niemczyźnie, wydawany jako miesięcznik, osiąga nakład 30 000 egzemplarzy; Instytut posiada 8900 map; udziela rocznie 35 000 informacji dla polityków, kupców, dziennikarzy itp.; wydaje własny dwutygodnik „Der Auslanddeutsche” oraz kalendarz). Kiedy w swoim czasie Poincaré wyliczał, że Niemcy wydają na akcję wśród swoich rodaków za granicą 100 milionów marek, Stresemann przeczył, prostując, że Rzesza łoży na ten cel „tylko” 21 638 000 mk. Ale to bylo za czasów „rozłazłej” Republiki Weimarskiej. Pamiętajmy, że Rzesza Hitlera ma do tych zagadnień stosunek stokroć aktywniejszy. Ludzi na jej czele stojących przywiały wiatry wszelkich krajów. Hitler urodził się w Austrii, ojciec (Göringa był wielkorządcą długie bardzo łata w niemieckiej Afryce i syn jego urodził się bodaj na okręcie między Niemcami i Afryką. Minister rolnictwa Darré, tyle mający do powiedzenia w sprawcie kolonizacji Prus Wschodnich, jest niemieckim „kresowcem” z Egiptu, głośny Rosenberg urodził się w Petersburgu, stojący zaś przede mną dyrektor Koch jest importowany z uniwersytetu w Wiedniu, ale, jak następnie sprawdziłem, urodził się i maturę otrzymał we Lwowie.

Tak więc los zdarzył, że w tym zakątku, w którym zataiła się najbardziej skostniała przeszłość, natrafiłem na najbardziej nowoczesną armię, która przygoto­wuje Niemcom podboje. My wszak również mamy Instytut Bałtycki w Toruniu, Instytut do badania spraw narodowościowych w Warszawie, Wschodnio­europejski lnstytut przy uniwersytecie w Wilnie, Instytut Zachodniosłowiański w Poznaniu.

Jest to poważna wałka umysłów.

I przyznaję: nie tak mnie trwożyły lotne oddziały Reichswehry, które spotykałem na ćwiczeniach w każdym zakątku Prus Wschodnich, jak ta ekipa poczciwych paniuś i panów z brzuszkami z pokojowej armii niemieckiej, która nie potrzebuje oczekiwać wojny, bo wciąż jest na froncie.

Tymczasem ta pokojowa armia zaprasza nas nie mniej pokojowo na obiad. Niebawem (…) pod portretami Hindenburga i wodzów ruchu hitlerowskiego, jemy jajecznicę ze szczypiorkiem.

Co prawda groźniejsze za cztery lata okazały się karabiny i bomby oraz praca tajnej policji, to i idee „przyłożyły się” do zbrodniczej niemieckiej polityki na terenach okupowanej Polski i innych krajów Międzymorza. To wszak „idee” były odpowiedzialne za niemiecki rasizm, niemiecki program eutanazji, niemieckie eksperymenty na więźniach czy za niszczenie Warszawy zgodnie z zamysłem tzw. planu Pabsta. W ciągu tych czterech lat złośliwy diabeł Smętek zapanował zupełnie nad Prusami, a niebawem położył się cieniem nad prawie całą Europą. A Wańkowicz znalazł się u stóp Monte Cassino, gdzie stworzył swoje przejmujące „Szkice…”.

3 Komentarze

  1. 2015-12-01 @ 09:27

    […] pisałem o Wańkowiczu i jego reportażu z Prus Wschodnich, czyli książce „Na tropach Smętka”(„Wańiowicz u Smętka na przyszpiegach”)/. W tekście tym wspomniałem o niemieckich zbrodniach z okresu II wojny światowej, które miały […]

  2. 2016-01-13 @ 21:36

    […] To tu Maryja ukazała się dwóm małym dziewczynkom, by dodać mieszkańcom otuchy w tak trudnym dla Polski czasie zaborów i represji. Co ciekawe, jak mówi historia objawień – przemawiała do nich po polsku. Rozsławiło to sam Gietrzwałd, nie tylko na cały ówczesny zabór pruski, ale i poza jego granice. Niestety po odzyskaniu niepodległości w wyniku przegranego plebiscytu znów pozostał w granicach Prus Wschodnich, a mieszkańcy tych terenów mówiący po polsku byli poddawani licznym represjom. Ciekawie na ten temat pisze Wańkowicz w  „Na tropach Smętka”– swoim reportażu ze spływu kajakiem po Warmii i Mazurach pod koniec lat dwudziestych. Dość ciężko się czyta ze względu na specyficzny język i narrację, stąd też do końca nie dotarłem pomimo tego , że słuchałem audiobooka. Dla zainteresowanych tematem polecam jednak przejrzeć tą recenzję.. LINK  […]

  3. 2016-06-15 @ 21:52

    […] To tu Maryja ukazała się dwóm małym dziewczynkom, by dodać mieszkańcom otuchy w tak trudnym dla Polski czasie zaborów i represji. Co ciekawe, jak mówi historia objawień – przemawiała do nich po polsku. Rozsławiło to sam Gietrzwałd, nie tylko na cały ówczesny zabór pruski, ale i poza jego granice. Niestety po odzyskaniu niepodległości w wyniku przegranego plebiscytu znów pozostał w granicach Prus Wschodnich, a mieszkańcy tych terenów mówiący po polsku byli poddawani licznym represjom. Ciekawie na ten temat pisze Wańkowicz w  „Na tropach Smętka”– swoim reportażu ze spływu kajakiem po Warmii i Mazurach pod koniec lat dwudziestych. Dość ciężko się czyta ze względu na specyficzny język i narrację, stąd też do końca nie dotarłem pomimo tego , że słuchałem audiobooka. Dla zainteresowanych tematem polecam jednak przejrzeć tą recenzję.. LINK  […]


Dodaj komentarz